Plan był prosty. Przenocować kilka nocy w D5SP i pochodzić po
okolicznych szlakach. Przy okazji chcieliśmy zobaczyć wschód jak i
zachód słońca z odpowiedniego miejsca. Początkowo miał to być Kozi
Wierch jeśli chodzi o wschód. Niestety z powodu lenistwa i kiepskich
warunków pogodowych, wschód został przeniesiony na Świstową Czubę.
Murań podczas dojazdu do parkingu.
Wyruszamy około 17 z parkingu i ku naszemu ogromnemu zdziwieniu łapiemy stopa do Wodogrzmotów . Panu kiedyś musimy się odwdzięczyć ponieważ plecaki trochę ważą a i pora już późna. Podchodząc czarnym szlakiem przy pomocy czołówek, widzimy pierwsze oblodzenia i ostatecznie rezygnujemy z nocnej wyprawy na Kozi Wierch.
Panta Rhei.
Nie ukrywam, że nie chciało nam się wstawać. Jednak widok z okna o 5
wyrwa nas z wyra i po powolnej organizacji wyłazimy ze schronu w
kierunku Świstowej Czuby. Na zewnątrz z kilka stopni na minusie, niebo
czyściutkie, szlak suchy. Przerażająca cisza połączona z pustką.
Widok powala na kolana.
Orla Perć w promieniach wschodzącego słońca.
Czekamy na słońce, które niedługo wyjdzie za Lodowego Szczytu. W końcu wykukuje.
Herbata na rozgrzanie.
Po tym wspaniałym przedstawianiu wracamy do schroniska na konkretny posiłek. Jak się okazało, ktoś gotował w dolinie mega zupę.
Po reorganizacji idziemy w kierunku czarnego szlaku na Kozi. Przed nami
jedynie para idzie na Zawrat. Dopiero gdzieś na podejściu żlebem mija
nas samotny wędrowiec oraz grupka (chyba żołnierzy) którzy mają zamiar
dojść dziś aż na Krzyżne.
Na szczycie oddajemy się duchowej ekstazie. Może chmur i wystające ostre szczyty. Kapitalnie:)
Mięguszowieckie Szczyty i Cubryna.
Ktoś chodził po Granatach.
Warunki w tamtych dniach były bardzo kiepskie szczególnie w zacienionych
miejscach. Grupka, która nas minęła doszła do Żlebu Kulczyńskiego po
czym zawrócili.
Na szczycie jesteśmy tylko w dwoje. Z czasem widać troje turystów czających się na Kozich Czubach.
Szczęśliwie cały dzień ponad chmurami.
Na szczycie byliśmy niespełna godzinę. W dobrych humorach idziemy na obiad do schroniska.
Widoki z morzem chmur nie tyle powalają na kolana, co wgniatają w ziemię :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPięknie! A na żywo to dopiero musiał być czad. Też muszę kiedyś zaliczyć coś takiego!
OdpowiedzUsuńJuż planuję kolejną taką akcję. Może dla odmiany jakiś szczyt w Zachodnich :)
OdpowiedzUsuńChmurne widoki miażdżą! :]
OdpowiedzUsuń