piątek, 19 października 2012

Grześ, Rakoń. 18 IX 2012.

Po dwóch dniach robienia odpowiednich odległości, konieczne okazało się przystopowanie. Jednak nawet przez chwile nie przyszło nam na myśl aby nie iść w góry. Padło na Tatry Zachodnie, kierunek Dolina Chochołowska. Przed wyjazdem udało się skoczyć na chwile na Antałówkę.

                                         Poranne słońce na Antałówce.


Raz dwa jedziemy autem przez budzące się ze snu Zakopane. Podczas dojazdu do parkingu cały czas towarzyszą nam Czerwone Wierchy oraz Gienek. Parking przy Dolinie okazuje się prawie pusty, a tuż obok można wypożyczyć rowery. Na rozgrzewkę dojeżdżamy rowerami nieopodal schroniska.

                                           Momentami było rowerowo.


Po dojściu do schroniska robimy sobie przerwę na ciepłą herbatę. Podczas rozmowy dochodzimy do wniosku, że pora odwiedzić Grzesia. W miarę blisko i nisko. Akurat na rozchodzenie nóg.  Schronisko sprawia wrażenie opuszczonego. Maszyna z wrzątkiem przydaje się kilka razy. Muszę kiedyś na dłużej odwiedzić to schronisko.



                                                Przed schroniskiem.
 

Sama Dolina Chochołowska to malowniczy rejon. Przepięknie ukazuje się Kominiarski Wierch oraz inne szczyty Tatr Zachodnich. Dziś mamy dzień luzu więc powoli drepczemy w kierunku Grzesia żółtym szlakiem. Po drodze odbijamy na Bobrowiecką Przełęcz.
Wczorajsza wycieczka na Krzyżne dała nogom popalić. Na dodatek idę cały czas bez kijków i powiem szczerze że czuć było różnice.



      Wołowiec w chmurach. Granią wiedzie szlak na Rakoń, widoczny po prawej stronie.



                           Na Grzesiu zaatakowała nas miejscowa zwierzyna.


Ewidentnie nic się nie chce. Sporo czasu potrzeba aby ruszyć w kierunku Rakonia. Sama trasa na Rakoń to seria zejść i podejść. Momentami nie widać żywej duszy. Tatry Zachodnie umiejętnie zachęcają do ponownego odwiedzenia.


                                         Po drodze ukazuje się Osobita.


Podejście na Rakoń uzmysławia mi że wyżej już dziś nie wejdę. Co prawda pogoda jest w miarę a widoki pierwszorzędne, jednak jestem zbyt bardzo zmęczony by włazić jeszcze na Wołowca.

                               Podejście na Rakoń. Wołowiec w chmurach.


Na Rakoniu mocno wieje więc schodzimy trochę na dół aby schronić się przed wiatrem. Wołowiec jak i Rohacz Ostry co 5 minut pojawia się i znika w chmurach. Widać kilka szczytów Tatr Zachodnich które koniecznie trzeba odwiedzić przy kolejnej wizycie.

Odkładamy wejście na Wołowiec na kiedy indziej i z pod Rakonia idziemy zielonym szlakiem do schroniska na polanie Chochołowskiej. Po drodze widać już pierwsze barwy jesieni. Wiatr przegania chmury i słońce umila powrót do schroniska. Jak na pierwszy wypad do Doliny Chochołowskiej jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Widać że w Tatrach Zachodnich jest gdzie połazić i z pewnością tu jeszcze wrócę.

                                               Polana Chochołowska.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz