niedziela, 30 września 2012

Krzyżne-Kozi Wierch. 17 IX 2012.

Już za dzieciaka chciałem wejść na Krzyżne i w końcu nadszedł ten dzień. Długa trasa tym bardziej że start rozpoczyna się na Antałówce. Wychodzimy z kwatery jeszcze przed wschodem słońca. W kuźnicach pusto a kasa z biletami do TPN zamknięta. Dopiero gdzieś na wysokości Boczania spotykamy pierwszych turystów. Tatry we wrześniu zaczynają mi się coraz bardziej podobać.


                                                  Hala Gąsienicowa.

Pogoda dopisuje i podczas odpoczynku w Murowańcu można nacieszyć oko. Od schroniska do przełęczy Krzyże jest bite 3 godziny marszu.  Regenerujemy więc siły jedząc zupę w schronisku. Ta pomidorówka w Murowańcu to już taka mała tradycja.


                                              Schronisko Murowaniec.

Po odpoczynku idziemy w kierunku Psiej Trawki aby po 3 minutach odbić na żółty szlak. Dodatko motywuje Mnie bardzo ładna pogoda. Przecinamy Dolinę Suchej Wody i wchodzimy do Doliny Pańszczycy. Dziś mamy bardzo dobrą widoczność i gołym okiem widać np. Nowy Targ. Jak na wrzesień jest naprawdę ciepło.


 
Dolina Pańszczycy. 

Po wyjściu z kosówek krajobraz staje się coraz bardziej surowy. Szlak w tym miejscu to ułożona z kamieni ścieżka. Po ominięciu Wielkiej Kopki ukazują się przepiękne Buczynowe Turnie. Niestety pod słońce nie widać szlaku Orlej Perci.


                                        Niewielkie trudności pod przełęczą.

Po niespełna 3 godzinach od wyjścia ze schroniska udaję się wpełznąć na Krzyżne 2112 m.n.p.m. Widok z przełęczy rozbija mnie na drobne. Bez skrupułów powiem, że to najpiękniejsza przełęcz na której byłem.


 
Przełęcz Krzyżne.

Z tego miejsca rozpościera się przepiękna panorama od Tatr Bielskich do Krywania. Widok na zespół Mieguszy bezcenne. Nadmienię jeszcze tylko, że po raz pierwszy w życiu, właśnie z tego miejsca zobaczyłem na własne oczy Szatana. Szczyt w Tatrach słowackich:) W tak piękną pogodę warto zatrzymać się tu na dłużej.


                                                  Krajobraz księżycowy.

W tak pięknych okolicznościach przyrody zastanawiamy się co robić dalej. Opcje są następujące. Zejście do Doliny Pięciu Stawów Polskich lub szlak w kierunku Granatów. Wybór jest oczywisty i idziemy na Orlą Perć. Po wdrapaniu się na Małą Buczynową Turnię Kuba postanawia zejść do schroniska w D5SP. Tradycyjnie pstrykamy kilka zdjęć i umawiamy się w schronisku za kilka godzin.


                                       Malownicza ścieżka na Orlej Perci.

Odcinek który na Mnie czekał od zawsze mnie irytował. Widziałem tą ścieżkę kilka krotnie z D5SP i zawsze wzbudzała mój podziw ze względu na położenie. Szlak w tym miejscu prowadzi przepiękną granią Buczynowych Turni.


                                         Widok w kierunku Granatów.

Północny trawers Buczynowych Czub na długo zostanie w mojej pamięci. W tym miejscu naprawdę warto się nie spieszyć i rozważnie planować każdy następny ruch. Tak jak wcześniej idzie się po skąpanej w słońcu ścieżce, teraz przechodzi się na ciemną i śliską stronę mocy. Skaliste otoczenie potęguje obawy a dodatkowo dochodzi podmuch zimnego wiatru podwiewanego od przepaści, która rozpościera się pod nogami. To wszystko sprawia że człowiek zaczyna wątpić w sens dalszej wędrówki.


                                           Bardzo emocjonujący odcinek.

Mocno trzymam się łańcuchów i uważnie szukam miejsc aby pewnie postawić nogę. Jest tu wyjątkowo wąsko. Wykute miejsca na stopę oraz krawędzie skał ,wcześniej nie widziane, teraz dają liczne możliwości przejścia tego trawersu. W głowie cały czas istnieje świadomość polecenia w dół. Świadomość ta znika w momencie kiedy usłyszałem huku spadających kamieni. Ktoś tam u góry nie uważa jak idzie. Generalnie jest to bardzo nieprzyjazne miejsce, przynajmniej dla Mnie. Po przejściu tego trawersu ponownie wychodzi się na słoneczną stronę na tzw Pościel Jasińskiego.


  Na czerwono zaznaczony ciąg łańcuchów. Zdjęcie nie oddaje do końca powagi tego miejsca.

                           Wejście na Orlą Basztę. Na dole Pościel Jasińskiego.

Wejście na Orlą Basztę zajmuje niewiele czasu. Skała jest sucha i dobrze się trzyma. W wspinaczce pomagają łańcuchy i kilka klamer. Po minięciu kominka szlak przechodzi ponownie na północną stronę, a w zejściu pomaga kilkumetrowa drabinka. Ponownie słyszę spadające kamienie.


                   Jedna z dwóch drabinek znajdujących się na szlaku Orlej Perci.

Podczas podejścia na Granacką Przełęcz słychać turlające się z góry kamienie. Turyści idący wyżej najwidoczniej zapomnieli o tych co idą na dole. Kamienie przelatują kilka metrów od szlaku. Nie chciałbym tu czekać w zatorze do łańcuchów. Same wejście przypomina mi trochę wspinaczkę na Zawrat. Na szczęście jest puściutko i raz dwa dochodzę do Granackiej Przełęczy. Stąd widać turystów, którzy spowodowali te małe lawiny. Chyba nawet sobie nie zdawali sprawy. Kask w tym miejscu następnym razem wskazany. Podczas podejścia na Skrajny Granat naprawdę kruszyzna nieziemska. Idę pomalutku, poma poma lutku, tak aby kamienie pozostały na swoich miejscach.


                              Orla Baszta. Za nią Wielka Buczynowa Turnia.

Po minięciu kruszyzny wejście na pierwszy z Granatów przypomina trochę wspinaczkę na Rysy.W dole widać Buczynową Dolinkę. Bardzo spodobał mi się ten fragment Orlej Perci.


                                             Pod Skrajnym Granatem.

Po wejściu na Granat od razu zaskoczenie ilością ludzi. Tak jak wcześniej było właściwie pusto, nie licząc grupy ludzi co spowodowali małe lawiny, tak tu na Granacie tłum. Ale nie ma co się dziwić frekwencją na szczycie. Widoki ze szczytu naprawdę zapierają wdech w piersiach.


                              Turyści na szczycie. W oddali przełęcz Krzyże.


                 Widok na zachód. Po lewej Świnica, po prawej widoczny Giewont.

Aby spotkać się z Kubą muszę dojść do Koziego Wierchu i dopiero potem zejść do D5SP. Niestety zaczyna kończyć mi się woda, a do Koziego jeszcze trochę zostało do przejścia. Zaczynam wyobrażać sobie smak zimnego piwa w schronisku. Myśl ta towarzyszy mi już do końca drogi.


                       Widok na Pośredni Granat. Za nim widoczny Kozi Wierch.

Odcinek Skrajny Granat - Kozi Wierch miałem już przyjemność przejść w 2003 roku podczas rodzinnych wakacji. W pamięci z tamtej wyprawy utkwiło mi zejście z Kozich Czub do Koziej Przełęczy i zejście z samej Koziej Przełęczy do D5SP. Tym razem do schroniska zejdę bezpośrednio z Koziego Wierchu. Po drodze czeka mnie wyczesane zejście Kominkiem pod Czarnym Mniszkiem.
W odróżnieniu od wcześniejszego odcinka panują tu zaiste ,,tłumy". Z tego miejsca można przyjrzeć się dokładnie północnym urwiskom Koziego Wierchu.


                             200 metrowe północne urwiska Kozigo Wierchu.

Teraz szlak wprowadza wędrowca w rejon Czarnych Ścian. Idę powoli myśląc o zimnym piwie w schronisku. Kuba pewnie już sobie popija. Na tym odcinku ponownie idzie się ścieżką. Chciałem nawet wyciągnąć kijki jednak po chwili ponownie musiałbym je składać. Powoli dochodzę Czarnego Mniszka.


                          Po prawej w cieniu Kominek pod Czarnym Mniszkiem.

Po zejściu z kominka podchodzi się Żlebem Kulczyńskiego do Buczynowej Strażnicy. Podczas tego podejścia można wybrać dwie drogi. Skalistą lub kruchą. Osobiście wole iść po skale niż po kruszyźnie, ale widziałem że wielu osobom wygodniej było schodzić drugą opcją. Ludzie zbytnio nie przejmowali się tym że kamloty mogą się sturlać na tych co idą niżej. Chyba jestem przewrażliwiony na punkcie kamieni po tej akcji pod Orlą Basztą:)


                                  Żleb Kulczyńskiego. W dole Kozia Dolinka.

Niewielkie podejście i już jestem na Buczynowej Strażnicy. Ponownie otwiera mi się przepiękny widok na Tatry Wysokie. Tuż pod nogami, gdzieś tam nisko, na dole, znajduje się Dolina Roztoki.


                                         Przepiękny widok na Wschód.

Z Buczynowej Strażnicy do Koziego Wierchu jest naprawdę niedaleko. Widoki rekompensują trudy wędrówki. Czerwony szlak krzyżuje się tu z czarnym szlakiem. To znaczy że jesteśmy już tuż pod Kozim Wierchem.


                                                         Ścieżka.

Wejście na Kozi Wierch od strony D5SP nasuwa na myśl podejście na Krzyżne. Przypomniałem sobie o opinii jednego turysty spotkanego na wspomnianej przełęczy. Twierdził on, że panorama z Krzyżnego jest piękniejsza od panoramy z Koziego Wierchu. Za chwile się okaże.


                                           Turysta na szczycie góry.

Gdybym ponownie spotkał tego turystę polemizowałbym na temat już wspomniany. Pogoda dopisała i widać naprawdę wiele. Widać właściwie wszystko jak na dłoni. Światło pomaga w podziwianiu panoramy Tatr Wysokich. Barwy jesieni w górach to zaista uczta dla oka.


                          Widok na Tatry Wysokie ze szczytu Koziego Wierchu.

Przy pomocy lornetki można dostrzec ludzi na Rysach. Jeśli ktoś ma dobry wzrok to gołym okiem dostrzeże ludzi na Świnicy i Kościelcu.  Chwilka odpoczynku i obserwacji. Oglądam sobie Kozie Czuby na których teraz jest puściutko. Mamy godzinę 16 z minutami. Może następnym razem uda się przejść odcinek Zawrat-Kozi Wierch. Tam mnie jeszcze nie było. Generalnie Orlą Perć można przejść w całości w jeden pogodny dzień taki jak był dziś. Warto zabrać więcej wody i jakieś słodkości. Kuszą mnie te Kozie Czuby, ale jednak nie tym razem. Kuba pewnie pije już drugie piwo a mi zostały trzy łyki wody.


            W środku Rysy. Za nimi lekko po prawej Wysoka. Po lewej widać Gerlach.


Na pierwszym planie Kozie Czuby. Po lewej stronie górująca Świnica. Po prawej zacienione dwa Kościelce. W głębi dostrzec można Kasprowy Wierch, Giewont oraz Czerwone Wierchy.


                                          650 m niżej czeka na mnie zimne piwo.

Piwko w schronisku smakowało jak nigdy. Kuba jak się okazało strzelił sobie krótką drzemkę koło schroniska. Pijąc piwko przed schroniskiem czuje ogromną satysfakcję. Słońce cały czas umila nam czas spędzony w górach, ale niestety trzeba wracać na parking i złapać busa. Jak się potem okazało udało się złapać stopa za co w tym miejscu dobrym ludziom dziękuje.

                                    Wyczerpani trudami wędrówki turyści.

Zejście do parkingu to już czysta formalność. Ciekawostką jest że nigdy nie szedłem doliną Roztoki w tym kierunku. Idzie się na prawdę FAJNIE:)

Podsumowując 17 września od teraz jest dla mnie pozytywną datą. Śmiało mogę powiedzieć, że była to najbardziej udana wyprawa w Tatrach jaką odbyłem. Widok z Krzyżnego rozbija na drobne a wędrówka na Kozi Wierch dostarcza moc wrażeń. Smak piwa w schronisku też ciężko będzie przebić. Obiecałem sobie przejść przy najbliższej okazji całą Orlą Perć od Przełęczy Zawrat do Krzyżnego. Czas pokaże czy uda się to zrealizować.

1 komentarz:

  1. BARDZO FAJNE ZDJĘCIA I CIEKAWY OPIS ZA ROK SIĘ WYBIERAM POZDROWIENIA

    OdpowiedzUsuń